ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma
Lubię tę zabawę językową. Zastanawiałem się od czego zależy to co słyszymy i czy mamy chociaż przeczucie, co mogłoby być pierwsze? Nigdy nie znalazłem zadowalającej odpowiedzi.
Rozumiem ciąg. Ale co to za ciąg, w którym przyczyna płynnie przechodzi w skutek,a skutek niewiedzieć kiedy staje się przyczyną.
Nierozwiązywalny problem już przy przestawianiu ledwie dwóch sylab.
W tym wypadku pocieszające jest, że nawet błędne wnioski nie robią nikomu, poza może masłem, żadnej krzywdy.
Mylenie skutku z przyczyną to znany i często opisywany błąd naszej codzienności, badań "naukowych", polityki, ekologii ... czego zresztą kto tam chce.
Ja np.lubię taki przykład:
"Hipoteza: Czytanie książek zwiększa poziom inteligencji.
Dowód: Ludzie, którzy posiadają więcej książek mają wyższe IQ."
Ktoś kiedyś zrobił takie badanie, serio. Artykuł o tym czytałem. Ten bełkot myślowy, za prawdę uznał to nie tylko badacz, ale i redaktorzy, którzy taką publikację puścili.
To oczywiście jest słodko niewinne. Bo ostatecznie jeśli ludzi uwierzą, że czytanie (w badaniu było nawet lepiej, jako kryterium oceny przyjęto nie czytanie, a samo posiadanie w domu książek, sprawdzano ich ilość - policzalnie logiczne) pomoże im na głowę, to się literatury obkupią co zaskutkuje najwyżej nienależnym zyskiem wydawnictw i księgarzy. Nic wielkiego. Gorzej jeśli w ciągach przyczynowo-skutkowych grzebać będą jacyś decydenci, a jeszcze nie daj Boże tacy, u których w domach rodzinnych nikt półek niepotrzebną makulaturą nie zaśmiecał.
Z przerażeniem patrzę na wzbierającą falę ksenofobii, ale to nie jest wina rządzących. To obiektywnie zachodzący proces. Nieprzypadkowo paralelnie do niego społeczeństwo w coraz mniejszym poważaniu ma tak demokrację, jak i demokratyczne procedury. Społeczeństwa, zupełnie tak jak w międzywojniu, za chwilę oddadzą władzę autorytarnym reżimom i będą z tego zupełnie zadowolone. Pozwolą głaskać się po główkach miłym, acz silnym patronom, którzy nie zapomną o słodyczach i prezencikach dla dzieci (niestety tylko tych grzecznych).
A ma-sło-ma-sło? Wszystkie demokratyczne media i "mędrcy", całym swoim wysiłkiem i krzykiem nie zmienią, bo nie mogą tego co się dzieje. Nie mogą tak długo, jak długo nie zrozumieją, że to nie populistyczna polityczna rzeczywistość wpycha społeczeństwa w obłęd, ale zachodząca zmiana społeczna kształtuje obraz rzeczywistości, w tym i politycznej.
Czemu ta zmiana się dzieje? Tu odpowiedź jest banalna, zmiana dzieje się zawsze. Ale czemu idzie akurat w taką stronę, tego jak myślę nie wie nikt. Sam kryzys gospodarczy ostatnich lat tego nie wyjaśni. Ze swojej strony wskazałbym na toksyczność mitologi narodowych, na fałszywy obraz jaki wykreowali sobie Węgrzy, Polacy, Niemcy, Grecy, Hiszpanie, Włosi ..., ale też i Katalończycy, Szkoci, Lombardczycy... Winię nacjonalizm, w każdej jego postaci. Na dzisiejszą sytuację zapracowaliśmy sobie komentarzami do setek (nawet tysięcy) lat. Widzimy się Rolandami, Nibelungami, Piastami, Winkelriedami, Stefanami, Aleksandrami, Arturami, Cezarami. Z ich, czyli naszymi bitwami, zwycięstwami i chwalebnymi śmierciami.
W słomiano-maślanym zapętleniu proponuję odrzucenie historii. Karanie za jakąkolwiek wypowiedź w imieniu NARODU. I zbiorowe zażycie leku na zapomnienie, że coś się nam należy, z tytułu przeszłości, więc innym i z inną przeszłością należeć się nie może.
poniedziałek, 28 grudnia 2015
sobota, 19 grudnia 2015
Moc się budzi. Moc truchleje.
W tym roku adwent już się skończył.
Mędrcy na równi z pastuszkami oczekiwali nadejścia Mocy.
Tak jak ponad dwa tysiące lat temu, wszyscy byli pewni, że to nadejście będzie czymś absolutnie wyjątkowym. Kiedyś treść starych przepowiedni przypomniała zawieszona na niebie, i przez to wszechodczytywalna, gwiazda, teraz wszechwołało o premierze uniwersum mediów.
Bardzo byłbym upierdliwy, gdybym na warsztat, do obróbki wziął pytanie: "Czy aby przed świętami (przez duże Ś) MOC nie powinna truchleć, zamiast się budzić?".
Jako szczery i oddany fan Gwiezdnych Wojen, po prostu nie mogę zadać takiego pytania. Nie pozostaje mi nic innego niż iść z popkornowo-colowymi darami oddac hołd.
Pocieszam się tak. Moc, jak to moc, powinna struchleć, tj. przejść w truchło, sczeznąć, ale by mogło się tak stać najpierw powinna być pełna, właśnie, mocy. Inaczej co to byłby za sukces. Ta i jeszcze dwie kolejne części i będzie po mocy. A i poresztą, to tylko wcześniejszy prezent pod choinkę.
Cieszę się na myśl o pojedynkach na świetlne miecze, psującym się sokole milenium, wyrazistych adeptach ciemnej strony... na Gwiezdne Wojny się cieszę.
Ciekaw jestem reakcji moich chłopaków i obiecuję o tym napisać.
Z drugiej oczywiście strony nie mogę też wyjść z podziwu, że można wymyślić produkt, który skazany jest na sukces. Że musi się sprzedać, a jedyną niewiadomą pozostaje wysokość zysku. Że cudownie odkładając premierę filmu, znaleziono czas na przechwycenie, wypełnienie dodatkowych niszy konsumpcji - klocków, kalendarzy, ciuchów, jedzenia ... Nie mam żadnych szans w starciu z taką mocą, dokładniej z jej ciemną stroną. Jestem przekonany, że nie ja jeden. Jestem też przekonany, że przyczynię się do kontynuowania dzieła Vadera. Omijając trywialny podział na dobro i zło, pomogę w uzyskaniu równowagi budżetowej wytwórni Disney.
Mędrcy na równi z pastuszkami oczekiwali nadejścia Mocy.
Tak jak ponad dwa tysiące lat temu, wszyscy byli pewni, że to nadejście będzie czymś absolutnie wyjątkowym. Kiedyś treść starych przepowiedni przypomniała zawieszona na niebie, i przez to wszechodczytywalna, gwiazda, teraz wszechwołało o premierze uniwersum mediów.
Bardzo byłbym upierdliwy, gdybym na warsztat, do obróbki wziął pytanie: "Czy aby przed świętami (przez duże Ś) MOC nie powinna truchleć, zamiast się budzić?".
Jako szczery i oddany fan Gwiezdnych Wojen, po prostu nie mogę zadać takiego pytania. Nie pozostaje mi nic innego niż iść z popkornowo-colowymi darami oddac hołd.
Pocieszam się tak. Moc, jak to moc, powinna struchleć, tj. przejść w truchło, sczeznąć, ale by mogło się tak stać najpierw powinna być pełna, właśnie, mocy. Inaczej co to byłby za sukces. Ta i jeszcze dwie kolejne części i będzie po mocy. A i poresztą, to tylko wcześniejszy prezent pod choinkę.
Cieszę się na myśl o pojedynkach na świetlne miecze, psującym się sokole milenium, wyrazistych adeptach ciemnej strony... na Gwiezdne Wojny się cieszę.
Ciekaw jestem reakcji moich chłopaków i obiecuję o tym napisać.
Z drugiej oczywiście strony nie mogę też wyjść z podziwu, że można wymyślić produkt, który skazany jest na sukces. Że musi się sprzedać, a jedyną niewiadomą pozostaje wysokość zysku. Że cudownie odkładając premierę filmu, znaleziono czas na przechwycenie, wypełnienie dodatkowych niszy konsumpcji - klocków, kalendarzy, ciuchów, jedzenia ... Nie mam żadnych szans w starciu z taką mocą, dokładniej z jej ciemną stroną. Jestem przekonany, że nie ja jeden. Jestem też przekonany, że przyczynię się do kontynuowania dzieła Vadera. Omijając trywialny podział na dobro i zło, pomogę w uzyskaniu równowagi budżetowej wytwórni Disney.
niedziela, 13 grudnia 2015
gofry w rocznicę stanu
Rocznica stanu rocznicą stanu, ale gofry w niedzielny poranek muszą być! Tradycja, jak kiedyś teleranek. Poza wszystkim to sposób na wyciągniecie chłopaków z łóżek.
Z goframi jest w moim przekonaniu tak, że przepis na ciasto może być praktycznie dowolny (ja na porcję dla 5 osób daję: 400 g mąki, 4 jajka, 150 ml oleju, 400 ml mleka, 6 czubatych łyżeczek cukru, 2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia, szczyptę soli), istotna jest gofrownica o dużej mocy i dodatki, które sprawiają lub nie (dziś było słabiej niż zwykle) o powodzeniu śniadania.
Po słodkim wstępie - herezja. Data 13 grudnia 1981 roku nie jest datą historyczną. Jeszcze nią nie jest.
Ten dzień postrzegany jest ciągle jako wydarzenie bieżące. Według niego odbywa się klasyfikacja ludzi, personalnie wyszukiwana jest odpowiedzialność i zasługiwalność. Internowany-internujący, pałowany-pałujący... Po nazwisku. I dodatkowo dywagacje o by było gdyby..., a jeśliby tak, a nie tak ..., przerwano..., niezrozumiano..., intencje...
Ta data żyje, nie odeszła w przeszłość. Generał jest jednocześnie bohaterem, i sprzedawczykiem, Lech demiurgiem i drobnym agencikiem, stan wojenny potwierdzeniem niezależności Polski wobec Moskwy i jej wasalizacji. Od jednej do drugiej ściany, a zaraz od drugiej do pierwszej, w oprawie marszów, pieśni, wspomnień, książek, filmów, a choć coraz rzadziej, to i pewnie długich nocnych Polaków rozmów.
Niby wszystko oczywiste i znane. Doszło w Polsce do wojskowego puczu przeprowadzonego przez grupę wysokich oficerów na czele z Jaruzelskim. Celem ich było utrzymanie przy władzy kręgów związanych z kierownictwem PZPR. Ponieważ utrzymanie się przy władzy bez elementarnego poparcia społecznego jest niemożliwe, grupa ta zdecydowała o podjęciu próby siłowego wymuszenia takiego poparcia. Operację przeprowadzono z naruszeniem ówczesnego prawa, ale z zachowaniem jego pozorów. Wprowadzono stan wojenny bardzo sprawnie, choć nie obyło się bez ofiar. Tyle fakty.
Dyskusja toczy się o ocenę niektórych faktów i niedomówień (jaki wpływ na los Polski miał stan wojenny, jak byłoby bez niego, byłaby interwencja?), niektóre sprawy są bezsporne (ukaranie winnych zabicia górników w kopalni Wujek, czy zabójców księdza Popiełuszki). Powtórzę, to jest ahistoryczne, to wciąż nasze tu i teraz.
13 grudnia umiejscowić musimy w naszej dzisiejszej optyce spojrzenia na Polskę. Jak to przeszłe (ale nie historyczne) wydarzenie komponuje się z wizją teraźniejszości. Tu odpowiedź jest łatwa. Dominująca i ciągle umacniającą swoją pozycję narracją jest opowieść o zamachu na wolność dokonanym wbrew woli społeczeństwa, które się z takim obrotem sprawy nie zgadzało i walczyło z komuną wspieraną przez Ruskich, co w konsekwencji doprowadziło po 8 latach do zmiany ustroju. Nie jest istotne jak było w rzeczywistości i nie mam zamiaru tego analizować, bo pewnie nawet Jaruzelski nie wiedział jak było. Prawdą jest to co ludzie przyjmą za prawdę, a taki przekaz, jak przedstawiłem wyżej, im odpowiada. Naród jest w nim dobry, chce wolności i niepodległości. Wizja wpisuje się też w naszą narodową mitologię - naszego uciemiężenia, walki z obcym i mocnym wrogiem, drogi przez mękę ku zmartwychwstaniu ojczyzny itd, itp.
Historia nigdy nie jest tym co dzieli społeczeństwo, ona je konstytuuje, bo jest wspólna, dlatego trzydziestoczteroletnia już wrona nie jest historyczna i jeszcze długo nie będzie. Jest kraczącym elementem dzisiejszego deszczowo-smutnego poranka, tak samo jak planowana feta przyszłorocznych meczów z Niemcami i Ukrainą. Taką właśnie rzeczywistość mam (mamy?) jako pochodną faktu, że "rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie".
Z goframi jest w moim przekonaniu tak, że przepis na ciasto może być praktycznie dowolny (ja na porcję dla 5 osób daję: 400 g mąki, 4 jajka, 150 ml oleju, 400 ml mleka, 6 czubatych łyżeczek cukru, 2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia, szczyptę soli), istotna jest gofrownica o dużej mocy i dodatki, które sprawiają lub nie (dziś było słabiej niż zwykle) o powodzeniu śniadania.
Po słodkim wstępie - herezja. Data 13 grudnia 1981 roku nie jest datą historyczną. Jeszcze nią nie jest.
Ten dzień postrzegany jest ciągle jako wydarzenie bieżące. Według niego odbywa się klasyfikacja ludzi, personalnie wyszukiwana jest odpowiedzialność i zasługiwalność. Internowany-internujący, pałowany-pałujący... Po nazwisku. I dodatkowo dywagacje o by było gdyby..., a jeśliby tak, a nie tak ..., przerwano..., niezrozumiano..., intencje...
Ta data żyje, nie odeszła w przeszłość. Generał jest jednocześnie bohaterem, i sprzedawczykiem, Lech demiurgiem i drobnym agencikiem, stan wojenny potwierdzeniem niezależności Polski wobec Moskwy i jej wasalizacji. Od jednej do drugiej ściany, a zaraz od drugiej do pierwszej, w oprawie marszów, pieśni, wspomnień, książek, filmów, a choć coraz rzadziej, to i pewnie długich nocnych Polaków rozmów.
Niby wszystko oczywiste i znane. Doszło w Polsce do wojskowego puczu przeprowadzonego przez grupę wysokich oficerów na czele z Jaruzelskim. Celem ich było utrzymanie przy władzy kręgów związanych z kierownictwem PZPR. Ponieważ utrzymanie się przy władzy bez elementarnego poparcia społecznego jest niemożliwe, grupa ta zdecydowała o podjęciu próby siłowego wymuszenia takiego poparcia. Operację przeprowadzono z naruszeniem ówczesnego prawa, ale z zachowaniem jego pozorów. Wprowadzono stan wojenny bardzo sprawnie, choć nie obyło się bez ofiar. Tyle fakty.
Dyskusja toczy się o ocenę niektórych faktów i niedomówień (jaki wpływ na los Polski miał stan wojenny, jak byłoby bez niego, byłaby interwencja?), niektóre sprawy są bezsporne (ukaranie winnych zabicia górników w kopalni Wujek, czy zabójców księdza Popiełuszki). Powtórzę, to jest ahistoryczne, to wciąż nasze tu i teraz.
13 grudnia umiejscowić musimy w naszej dzisiejszej optyce spojrzenia na Polskę. Jak to przeszłe (ale nie historyczne) wydarzenie komponuje się z wizją teraźniejszości. Tu odpowiedź jest łatwa. Dominująca i ciągle umacniającą swoją pozycję narracją jest opowieść o zamachu na wolność dokonanym wbrew woli społeczeństwa, które się z takim obrotem sprawy nie zgadzało i walczyło z komuną wspieraną przez Ruskich, co w konsekwencji doprowadziło po 8 latach do zmiany ustroju. Nie jest istotne jak było w rzeczywistości i nie mam zamiaru tego analizować, bo pewnie nawet Jaruzelski nie wiedział jak było. Prawdą jest to co ludzie przyjmą za prawdę, a taki przekaz, jak przedstawiłem wyżej, im odpowiada. Naród jest w nim dobry, chce wolności i niepodległości. Wizja wpisuje się też w naszą narodową mitologię - naszego uciemiężenia, walki z obcym i mocnym wrogiem, drogi przez mękę ku zmartwychwstaniu ojczyzny itd, itp.
Historia nigdy nie jest tym co dzieli społeczeństwo, ona je konstytuuje, bo jest wspólna, dlatego trzydziestoczteroletnia już wrona nie jest historyczna i jeszcze długo nie będzie. Jest kraczącym elementem dzisiejszego deszczowo-smutnego poranka, tak samo jak planowana feta przyszłorocznych meczów z Niemcami i Ukrainą. Taką właśnie rzeczywistość mam (mamy?) jako pochodną faktu, że "rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie".
Subskrybuj:
Posty (Atom)