Trzy dni temu mieliśmy rocznicę zdobycia Bieguna Południowego przez Roberta Scotta.
Wspomnienie jednego z tych wypadków, gdy pokonany staje się równie popularny jak zwycięzca. Dość znana ponad stuletnia historia wyścigu dwóch polarników. Wyścigu, którego by nie było, gdyby
dwa lata wcześniej do Bieguna Północnego nie dotarł Peary. W czasie, gdy Amundsen
przygotowywał się właśnie do jego zdobycia. Ekspedycja gotowa -
statek wypożyczony, ludzie zwerbowani, zapasy zebrane, tylko, że
Norweg nie chciał być drugi. Zamienił jeden kraniec Ziemi na drugi
i zaczął się ścigać ze Scott`em.
Wiele powstało analiz tego niezwykłego
starcia na Antarktydzie. Najkrócej, Anglicy, mimo doświadczenia z
poprzednich wypraw, w tym z ekspedycji Shackletona, w której Scott
uczestniczył, nie mieli szans. Błędy w planowaniu, złe
usytuowanie baz pośrednich, zaufanie do niesprawdzonego w
antarktycznych warunkach sprzętu w połączeniu z nieposkromioną
ambicją i chorym honorem dały w efekcie śmiertelną mieszankę.
Co jest w tej historii najciekawsze i
dlaczego bohaterem jest u mnie Brytyjczyk? Wskazówka kryje się w
tytule, cytacie z Monty Pythona. Skecz o Scott`cie przemierzającym w
futrze Saharę, walczącym z lwem jest cudowny.
Śmieszny mimo 40 lat,
jakie upłynęły od jego wymyślenia. Śmieszny nawet wyrwany z
kontekstu w jakim powstał. Pythonowcy tworzyli w latach, gdy
obiektywnie "brytyjskie imperium leżało w gruzach", co nie
przeszkadzało ludziom żyć w przeświadczeniu o jego wielkości, mocy
i nadzwyczajności. Scott był jedną z ikon tego imperium. Nie miało
najmniejszego znaczenia, czy umarł z zimna i głodu na Antarktydzie,
czy pożarty przez ludożerców. POLEGŁ (dużymi literami) niosąc
sztandar brytyjski z dumą, a na ustach ze śpiewem "God Save The
King". Swym przykładem świecił jak najwspanialszy brylant w
koronie. Rozjaśniał mroki barbarzyństwa, niósł kaganek
cywilizacji. Był kolonizatorem odmrożoną, ale pełna gębą. Jest
mi go żal jako człowieka – dzielnego, wytrwałego, jako człowieka
z niego się nie śmieje. Wyśmiewam jego kolonialną brytyjskość.
Jego oczy, zapatrzone w odległą wyspę i jej króla, nie widzące
drogi do śmierci nie tylko własnej ale i współtowarzyszy,
za których powinien być odpowiedzialny. Chciał wygrać za
wszelką cenę dla chwały Brytanii, gdy zrozumiał że przegrał, wyścig, grał dalej by wygrać choć honorową porażkę. Dla jego
legendy i mitu imperium nie mogło się zdarzyć nic lepszego. Zginął
wierny idei i tą śmiercią umocnił ją, legitymizował.
Ostatnio spotkałem się z apoteozą
kolonializmu, jako systemu, co prawda narzuconego siła, jednak
systemu, który w efekcie dał krajom Azji i Afryki więcej niż
zabrał. Bo demokrację, rządy prawa, system szkolnictwa, opieki
medycznej, wszystko jak w Europie, choć nie z winy Europejczyków,
jeszcze(?!) na troch niższym poziomie. Jako
dowód przytaczał ktoś, że z niewielu kolonii udawało się osiągać
zyski, że to zwykle metropolie "dokładały". Kuriozalny
sposób rozumowania. Zyski kolonie przynosiły od razu w czasach
zakładania faktorii handlowych, w czasach feudalnych. Kolonizacja
dokonana przez kraje kapitalistyczne w XIX i XX wieku była
inwestycją. Inwestycja, która zwróciła się z nawiązka i co najważniejsze nadal przynosi kolosalne dochody. Związki byłych
koloni z ich metropoliami są dzisiaj silniejsze niż były kiedyś,
w czasach formalnej podległości. Ile z krajów trzeciego świata
jest ekonomicznie niepodległych?
Oberwało się mocno Scott`owi, bo
uważam, że ta dopiero co miniona rocznica winna być nie tyle
celebrowana, co potępiana. A co z Amundsenem? Czy jego intencje były
lepsze? Biały od mrozu anioł? Typ sportsmena, dobrze przygotowany,
chciał i osiągnął zamierzony rezultat. Przy okazji jednak włączył się w mocarstwowe zabawy na śniegu. Norwegia jest jednym z państw,
które dokonały podziały Białego Kontynentu między siebie.
Podział jest czysto formalny, nieuznawany przez większość państw świata, w tym i to najważniejsze przez USA, Rosję, Chiny, a co za
tym idzie na dzień dzisiejszy to podział nieskuteczny. Czy tak będzie
zawsze nie wiemy. Jednak, jak by nie było Wielka Brytania, Norwegia, Francja, Chile, Argentyna, Australia i Nowa Zelandia zgłosiły swe roszczenia.
A na koniec absurdalna ciekawostka.
Jaki kraj posiada najdalej odsunięty od swej stolicy fragment lądu?
Oczywiście Norwegia! Jest w posiadaniu
usytuowanej tuż przy brzegach Antarktydy Wyspy Piotra I. Jak wam się
podoba sensowność podziału świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz