czwartek, 30 stycznia 2014

Emancypacja dla niezaawansowanych cz. 1, czyli kości zostały rzucone.


Najsłynniejsze zdanie Cezara dotyczy kości, drugie co do popularności skierowane jest do Brutusa. Jeśli te zdania w ogóle wypowiedział, to pierwsze związane jest z jego zenitem, drugie jest ostatnim. Jak łatwo się przekonać, osobiście polecam zobaczyć u Felliniego, Rubikon jest mizernym strumyczkiem w sam raz nadającym się do mycia nóg lub pojenia kóz. A jednak jego przekroczenie było jednym najważniejszych wydarzeń świata starożytnego. Cezar, obecnie znany głównie jako przeciwnik kilku galijskich wojowników, jednego druida i jednego psa, wówczas wielki wódz legionów rzymskiej republiki, zbrojnie, zza rzeczki, przeciw tejże republice wystąpił i wygrał. Militarnie.
Czy poza władzą w Rzymie, jeszcze coś wygrał? Czemu został zabity w zamachu, z rak dawnych przyjaciół? Jak napisał Clausewitz, nawet zwycięzca, po zakończeniu wojny nigdy nie osiąga tego co zamierzał przed jej rozpoczęciem. Bo sam proces wojny wszystko zmienia. Inne są punty odniesienia, mamy inną wiedzę, ponieśliśmy straty, ktoś zginął, ktoś uciekł itd. itp. Cezar dokonał przewrotu, którego konsekwencji nie mógł do końca przewidzieć. W swym subiektywnym odczuciu, popieranym przez wielu, chciał i zrobił dobrze. Wzmocnił państwo, rozprawił się z populistami. Jednak nie wszyscy to tak oceniali, bo zniszczył ducha republiki. Słabego, chwiejnego, przekupnego, ciężko chorego, ale dla wielu, z Brutusem na czele, cennego.

Emocjonalne, wypowiedziane tuż przed śmiercią, z rak skrytobójców, z ust broczącego krwią przywódcy mocarstwa "I ty Brutusie przeciwko mnie!" skazało tego drugiego okrutniej niż najsurowszy sąd. Został oddartym z człowieczeństwa mordercą, zdrajcą, tym złym. Stało się tak chociaż racje obu stron, nie są oczywiste. Choć wielu ludzi opowiadało się i nadal się opowiada za Brutusem, nawet jeśli nie popiera jego metody pozbycia się boskiego Juliusza. Ale to nie głosowanie, nie rozprawa sądowa. Racje Cezarowi przyznała historia, przyznali jego zwycięzcy spadkobiercy.
Zmiana. Cezar zmiótł republikę, pozostawiając jej fasadę, dekoracje. Można powiedzieć, cofnął bieg dziejów. Cofnął, jak i Brutus, który dla rozstrzygnięcia sporu zabił. Jednak miejsce tych dwóch postaci jest w rozważaniach o emancypacji zasadne. Choć obaj podpisali się pod czymś, co moglibyśmy nazwać reakcją, wstecznictwem, nie mają być antyprzykładem. Nie. Uważam, że są jak najbardziej na miejscu, bo w emancypacji pierwszym, niezbędnym krokiem jest niezgoda na otaczająca nas rzeczywistość. Bez zrozumienia, że do emancypacji dążąc należy zacząć od przekroczenia Rubikonu, nie zrozumiemy jej istoty.
W sobotę zapraszam na cynaderki, część drugą emancypacji dla niezaawansowanych.

wtorek, 21 stycznia 2014

Noe.

Niedawna droga do szkoły i przedszkola z młodszymi chłopcami była biblijna. Zaczął Julianek pytaniem, kim był Eliasz?Informacja, że prorokiem, nie była wystarczająca, a i mnie nie zadowoliła. Ponieważ niestety akurat tej postaci starotestamentowej nie znam dokładnie, rozszerzając wypowiedź o proroku, jako osobie, której Bóg objawia prawdę, użyłem przykładu Jonasza. Chłopcy oczywiście znają tę historię. (polecam genialną książkę "Wielka ryba.", seria Zwierzęta Pana Boga.), co nie przeszkadza w jej dokładniejszym dyskutowaniu. Jest tu miejsce i na konkretne rozważanie, czy tak wielkie ryby rzeczywiście można spotkać, jak i na ukazanie ludzkiego wymiaru wątpliwości Jonasza. lubię tę opowieść o strachu, wątpliwościach, ucieczce, powrocie, zaufaniu, odwadze...
Żądania jeszcze jakiejś opowieści, droga nie taka krótka, i jest Noe. Dobrze jest przećwiczyć liczebniki z czterolatkom, choć powyżej dwudziestu był już nieco znużony, a deszcz ciągle padał. 


Nie zgadzam się z interpretacją, że potop był karą bożą. Potop to parabola zagrożenia jakie wisi nad ludźmi, zagrożenia wynikającego z zapatrzenia się w przeszłość, ze złudnego przekonania o statyczności świata, z fałszywego definiowania dzisiaj jako wczoraj tylko trochę później. Każda teraźniejszość wymaga nowej oceny, jak choćby w naszych czasach zmiany klimatu, łatwa, dla dzieci, do zaakceptowania zmiana tematu. Następnego po drodze.
Noe to człowiek czynu, odczytujący znaki czasu, nie bierny wykonawca bożych poleceń. Widzi co się dzieje i postanawia działać przy wykorzystaniu całej dostępnej mu wiedzy i umiejętności. Opowieść o Noem to pochwała ludzkiej zaradności i mądrości, ale też wskazanie, że cechy takie to wyjątkowy dar.


Scott na biegunie Sahary.

Trzy dni temu mieliśmy rocznicę zdobycia Bieguna Południowego przez Roberta Scotta. 
Wspomnienie jednego z tych wypadków, gdy pokonany staje się równie popularny jak zwycięzca. Dość znana ponad stuletnia historia wyścigu dwóch polarników. Wyścigu, którego by nie było, gdyby dwa lata wcześniej do Bieguna Północnego nie dotarł Peary. W czasie, gdy Amundsen przygotowywał się właśnie do jego zdobycia. Ekspedycja gotowa - statek wypożyczony, ludzie zwerbowani, zapasy zebrane, tylko, że Norweg nie chciał być drugi. Zamienił jeden kraniec Ziemi na drugi i zaczął się ścigać ze Scott`em.
Wiele powstało analiz tego niezwykłego starcia na Antarktydzie. Najkrócej, Anglicy, mimo doświadczenia z poprzednich wypraw, w tym z ekspedycji Shackletona, w której Scott uczestniczył, nie mieli szans. Błędy w planowaniu, złe usytuowanie baz pośrednich, zaufanie do niesprawdzonego w antarktycznych warunkach sprzętu w połączeniu z nieposkromioną ambicją i chorym honorem dały w efekcie śmiertelną mieszankę.
Co jest w tej historii najciekawsze i dlaczego bohaterem jest u mnie Brytyjczyk? Wskazówka kryje się w tytule, cytacie z Monty Pythona. Skecz o Scott`cie przemierzającym w futrze Saharę, walczącym z lwem jest cudowny. 
Śmieszny mimo 40 lat, jakie upłynęły od jego wymyślenia. Śmieszny nawet wyrwany z kontekstu w jakim powstał. Pythonowcy tworzyli w latach, gdy obiektywnie "brytyjskie imperium leżało w gruzach", co nie przeszkadzało ludziom żyć w przeświadczeniu o jego wielkości, mocy i nadzwyczajności. Scott był jedną z ikon tego imperium. Nie miało najmniejszego znaczenia, czy umarł z zimna i głodu na Antarktydzie, czy pożarty przez ludożerców. POLEGŁ (dużymi literami) niosąc sztandar brytyjski z dumą, a na ustach ze śpiewem "God Save The King". Swym przykładem świecił jak najwspanialszy brylant w koronie. Rozjaśniał mroki barbarzyństwa, niósł kaganek cywilizacji. Był kolonizatorem odmrożoną, ale pełna gębą. Jest mi go żal jako człowieka – dzielnego, wytrwałego, jako człowieka z niego się nie śmieje. Wyśmiewam jego kolonialną brytyjskość. Jego oczy, zapatrzone w odległą wyspę i jej króla, nie widzące drogi do śmierci nie tylko własnej ale i współtowarzyszy, za których powinien być odpowiedzialny. Chciał wygrać za wszelką cenę dla chwały Brytanii, gdy zrozumiał że przegrał, wyścig, grał dalej by wygrać choć honorową porażkę. Dla jego legendy i mitu imperium nie mogło się zdarzyć nic lepszego. Zginął wierny idei i tą śmiercią umocnił ją, legitymizował.
Ostatnio spotkałem się z apoteozą kolonializmu, jako systemu, co prawda narzuconego siła, jednak systemu, który w efekcie dał krajom Azji i Afryki więcej niż zabrał. Bo demokrację, rządy prawa, system szkolnictwa, opieki medycznej, wszystko jak w Europie, choć nie z winy Europejczyków, jeszcze(?!) na troch niższym poziomie. Jako dowód przytaczał ktoś, że z niewielu kolonii udawało się osiągać zyski, że to zwykle metropolie "dokładały". Kuriozalny sposób rozumowania. Zyski kolonie przynosiły od razu w czasach zakładania faktorii handlowych, w czasach feudalnych. Kolonizacja dokonana przez kraje kapitalistyczne w XIX i XX wieku była inwestycją. Inwestycja, która zwróciła się z nawiązka i co najważniejsze nadal przynosi kolosalne dochody. Związki byłych koloni z ich metropoliami są dzisiaj silniejsze niż były kiedyś, w czasach formalnej podległości. Ile z krajów trzeciego świata jest ekonomicznie niepodległych?
Oberwało się mocno Scott`owi, bo uważam, że ta dopiero co miniona rocznica winna być nie tyle celebrowana, co potępiana. A co z Amundsenem? Czy jego intencje były lepsze? Biały od mrozu anioł? Typ sportsmena, dobrze przygotowany, chciał i osiągnął zamierzony rezultat. Przy okazji jednak włączył się w mocarstwowe zabawy na śniegu. Norwegia jest jednym z państw, które dokonały podziały Białego Kontynentu między siebie. Podział jest czysto formalny, nieuznawany przez większość państw świata, w tym i to najważniejsze przez USA, Rosję, Chiny, a co za tym idzie na dzień dzisiejszy to podział nieskuteczny. Czy tak będzie zawsze nie wiemy. Jednak, jak by nie było Wielka Brytania, Norwegia, Francja, Chile, Argentyna, Australia i Nowa Zelandia zgłosiły swe roszczenia. 


A na koniec absurdalna ciekawostka. Jaki kraj posiada najdalej odsunięty od swej stolicy fragment lądu?
Oczywiście Norwegia! Jest w posiadaniu usytuowanej tuż przy brzegach Antarktydy Wyspy Piotra I. Jak wam się podoba sensowność podziału świata?