poniedziałek, 28 grudnia 2015

ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma

 ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma-sło-ma

Lubię tę zabawę językową. Zastanawiałem się od czego zależy to co słyszymy i czy mamy chociaż przeczucie, co mogłoby być pierwsze? Nigdy nie znalazłem zadowalającej odpowiedzi.

Rozumiem ciąg. Ale co to za ciąg, w którym przyczyna płynnie przechodzi w skutek,a skutek niewiedzieć kiedy staje się przyczyną.
Nierozwiązywalny problem już przy przestawianiu ledwie dwóch sylab.
W tym wypadku pocieszające jest, że nawet błędne wnioski nie robią nikomu, poza może masłem, żadnej krzywdy.

Mylenie skutku z przyczyną to znany i często opisywany błąd naszej codzienności, badań "naukowych", polityki, ekologii ... czego zresztą kto tam chce.
Ja np.lubię taki przykład:
"Hipoteza: Czytanie książek zwiększa poziom inteligencji.
Dowód: Ludzie, którzy posiadają więcej książek mają wyższe IQ."
Ktoś kiedyś zrobił takie badanie, serio. Artykuł o tym czytałem. Ten bełkot myślowy, za prawdę uznał to nie tylko badacz, ale i redaktorzy, którzy taką publikację puścili.
To oczywiście jest słodko niewinne. Bo ostatecznie jeśli ludzi uwierzą, że czytanie (w badaniu było nawet lepiej, jako kryterium oceny przyjęto nie czytanie, a samo posiadanie w domu książek, sprawdzano ich ilość - policzalnie logiczne) pomoże im na głowę, to się literatury obkupią co zaskutkuje najwyżej nienależnym zyskiem wydawnictw i księgarzy. Nic wielkiego. Gorzej jeśli w ciągach przyczynowo-skutkowych grzebać będą jacyś decydenci, a jeszcze nie daj Boże tacy, u których w domach rodzinnych nikt półek niepotrzebną makulaturą nie zaśmiecał.

Z przerażeniem patrzę na wzbierającą falę ksenofobii, ale to nie jest wina rządzących. To obiektywnie zachodzący proces. Nieprzypadkowo paralelnie do niego społeczeństwo w coraz mniejszym poważaniu ma tak demokrację, jak i demokratyczne procedury.  Społeczeństwa, zupełnie tak jak w międzywojniu, za chwilę oddadzą władzę autorytarnym reżimom i będą z tego zupełnie zadowolone. Pozwolą głaskać się po główkach miłym, acz silnym patronom, którzy nie zapomną o słodyczach i prezencikach dla dzieci (niestety tylko tych grzecznych).
A ma-sło-ma-sło? Wszystkie demokratyczne media i "mędrcy", całym swoim wysiłkiem i krzykiem nie zmienią, bo nie mogą tego co się dzieje. Nie mogą tak długo, jak długo nie zrozumieją, że to nie populistyczna polityczna rzeczywistość wpycha społeczeństwa w obłęd, ale zachodząca zmiana społeczna kształtuje obraz rzeczywistości, w tym i politycznej.
Czemu ta zmiana się dzieje? Tu odpowiedź jest banalna, zmiana dzieje się zawsze. Ale czemu idzie akurat w taką stronę, tego jak myślę nie wie nikt. Sam kryzys gospodarczy ostatnich lat tego nie wyjaśni. Ze swojej strony wskazałbym na toksyczność mitologi narodowych, na fałszywy obraz jaki wykreowali sobie Węgrzy, Polacy, Niemcy, Grecy, Hiszpanie, Włosi ..., ale też  i Katalończycy, Szkoci, Lombardczycy... Winię nacjonalizm, w każdej jego postaci. Na dzisiejszą sytuację zapracowaliśmy sobie komentarzami do setek (nawet tysięcy) lat. Widzimy się Rolandami, Nibelungami, Piastami, Winkelriedami, Stefanami, Aleksandrami, Arturami, Cezarami. Z ich, czyli naszymi bitwami, zwycięstwami i chwalebnymi śmierciami.


W słomiano-maślanym zapętleniu proponuję odrzucenie historii. Karanie za jakąkolwiek wypowiedź w imieniu NARODU. I zbiorowe zażycie leku na zapomnienie, że coś się nam należy, z tytułu przeszłości, więc innym i z inną przeszłością należeć się nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz