niedziela, 23 listopada 2014

Augustyn część 2.

Jak się zastanowię, to moja porażka w starciu z "Przeminęło z wiatrem" nie jest taka absolutna i ostateczna. Choć z filmem walczyć mogę góra do sceny, gdy panny z dobrych domów skazane zostają na południową drzemkę, to z książką radzę sobie świetnie. Z czystym sumieniem rzucam ją w kąt po przeczytaniu początku pierwszej strony. Być może Margaret Mitchell jest świetną psiarką, być może, nic o tym nie wiem i nie będę wiedział. Nie chcę. Z mojej własnej winy, z winy tłumacza, z winy filmu, który wcześniej widziałem, niefortunnego początku powieści. Bez znaczenia. To, dla mnie, kiepska literatura i nie będę się nią katował. Próbowałem wystarczy.


"Przeminęło ..." zła proza ale gruncie rzeczy niegroźna. Groźna potrafi być literatura najwyższych lotów.
Dwa razy nieskutecznie podchodziłem do "Zbrodni i kary". Zaczynałem, czytałem ze sto stron i nie mogłem dalej. Trzecia próba była udana (?). Przebiłem się przez świat Dostojewskiego, wyrąbałem sobie przejście. Był genialnym pisarzem, ale płynęło w nim zło. Musiał w nie wierzyć. W jego realne istnienie, widzieć w nim siłę równie sprawczą jak dobro.
Czytając "Zbrodnie i karę" można zobaczyć uniwersum, w którym szatan przestaje być strąconym aniołem a staje się bogiem. To nie zło wtórne, zło buntu negowania prawdy, zło niszczyciela, zło którego sens istnienia definiuje pierwotne wobec niej dobro. To nie jest "ta siła, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro". To zło kreatora, stwórcy. I to jest przerażające. Bardzo trudno walczyć z sugestywna wizją czegoś na co nie ma w nas zgody. Z pojedynku z Dostojewskim wyszedłem, jakimś cudem, nieokaleczony, może nawet silniejszy, ale go już nie czytam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz